Półmetek; ściany rosną, poddasze właściwie skończone i się maluje, większość materiałów wykończeniowych kupiona, znajomi wyczuli pustą przestrzeń i obdarowują mnie różnorakimi dobrami;).
Prawdziwy American Dream , Grochola i Frances Mayes w jednym , wszystko pieknie, ale gdybym wcześniej wiedziała że to TAKA robota- chyba bym się nie podjęła. No dobra, na pewno bym się nie podjęła.
Połączenie obowiązków generała z szeregowym w pewnym momencie mnie przerosło, fizycznie i psychicznie.
Do ran ciętych, kłutych, szarpanych, siniaków, guzów, stłuczeń, obrzęków, otarć, zakwasów i innych atrakcji przyzwyczaiłam się dość szybko, zresztą poważnie podejrzewam że mam w sobie coś z masochisty- musi boleć, żeby było dobrze;).
Pod względem psychiki nie było już tak dobrze. Zmęczone ciało dwa razy gorzej podejmowało ważne decyzje i przyjmowało informacje o opóźnieniach, przestojach, problemach technicznych, wyszczerbionych listwach, debetach i innych rewelacjach. Ból kręgosłupa, zdarty paznokieć, za duży bojler i krzywa ściana - pardon, ale tego nikt nie wytrzyma. Jakiś miesiąc temu stwierdziłam że koniec, finito, nie robię, no way.
Na szczęście niemoc była chwilowa i po dwóch tygodniach w trakcie których ma stopa na budowie nie stanęła, któregoś pięknego dnia obudziłam się i wiedziałam- już czas.
Uwielbiam zapach szpachli o poranku.
PS. Ciekawostka odnośnie stóp. Ze zdumieniem odkryłam że ciągnie mnie do szpilek które wcześniej ( czyli jakieś dwadzieścia...yhm lat) omijałam baaaaardzo szerokim łukiem. Po barchanach w których wiszę na, pod, obok rusztowania tak mi brakuje kobiecości, że najchętniej biegałabym w koronkach i jedwabiach wszędzie, łącznie z warzywniakiem. Znajoma z zaprzyjaźnionej ekipy ( to historia na osobny wpis, Fenomen metr pięćdziesiąt wzrostu, 40 kilo żywej wagi, niebotyczne obcasy , jaja jak u byka) skwitowała to tylko pełnym zrozumienia uśmiechem, od którego spuchłam z dumy ;))