Dear Ingo
Jest kilka elementów wyposażenia, które wprawiły mnie swego czasu w totalny zachwyt i nie wyobrazałam sobie bez nich własnego domu.
Kilka (naście?) lat temu totalnym iadeałem były krzesła Louis Ghost Starck'a- za którymi dziś juz nie przepadam, wręcz mdli mnie gdy w kolejnym magazynie, kolejnym wnętrzu...od upadku tego uczucia bierze się też niechęc do stylu kiczowato-pompatycznego, szumnie zwanego glamour.
Brrrr...
Uwielbiałam szezlong LC4- a u siebie obecnie bym go nie postawiła...takich przykładów na nie są setki; jest też kilka obiektów co do których uczucie nie zgasło, prawdziowe evergreeny .
Po pierwsze- Lounge Chair Eamsów. Dzieło sztuki wypoczynkowej:), oczywiście poza zasięgiem kieszeni. Choć gdybym miała kasę na jedno lub drugie, stojąc przed wyborem- kuchnia a Lounge Chair, ani sekundy bym się nie zastanawiała. Fotel jest wygodniejszy.
Po drugie- Dear Ingo, żyrandol Rona Gilada dla Mooi; o nim i jego godnych pajęczych NASTĘPCZYNIACH rozpisałam się dziś na w maju2.