Czyli masz babo placek i bicepsy;)
Zrobiłam dziś mały rachunek remontowego sumienia; pomijając kwestie zysków i strat moralnych, finansowych oraz okolic - bilans zysków i strat fizycznych jest zrównoważony. Ogólnie wygląda to tak:
GŁÓWNE WNIOSKI:
Zdecydowanie można sobie odpuścić siłownię Ba! Regularne trzygodzinne sesje z trenerem kilka razy w tygodniu nie były nawet w połowie tak skuteczne, jak bieganie po schodach z 20 kilowymi paczkami, tysiące przysiadów, wymachów i pompek wykonywanych przez 10 h dziennie. Imponująca rzeźba ciała oraz siła fizyczna godna Supermana ( ,, może pomogę panu z tym workiem? ooo,widzi pan jaki leciutki" ) wprawiają mnie nadal w lekki samozachwyt.
Niestety, trzeba się liczyć z tym że na czas remontu życie towarzyskie umiera, więc nie ma przed kim pochwalić się krzepą na parkiecie; ciągłe wydatki sprawiają że możesz zapomnieć o wakacjach na kilka lat, więc smukłe ciało zamiast w bikini marnuje się w pokutnych worach; po zakończeniu remontu prawdopodobnie będzie się wymagało stałej opieki lekarskiej i KOSMETYCZNEj, bowiem remont niszczy wszystko- włosy, cerę, paznokcie i mózg. Oraz samoocenę, gdy po raz kolejny rano omija się wzrokiem wszystkie kolorowe ciuchy i sięga po kolejne szare spodnie dresowe, a kosmetyki w zapomnieniu tracą datę przydatności w zakurzonym kuferku.
Wnioski zatem są takie, że....eeee.....nie wiem co o tym sądzić. Działam dalej:)