Drzwi łazienkowe- wychuchane, wydmuchane, własnoręcznie szlifowane, malowane i lakierowane. Jako jedyne wewnatrz lokalu dostały naprawdę dużo czułości;)
Kasetę zamontował Tata; od kilku lat jestem wielką fanką drzwi przesuwnych, które zajmują dużo mniej miejsca i do minimum ograniczają możliwość przywalenia komuś nimi w gębę. Jako osoba która kilka razy została w ten sposób znokautowana ( wiekszosć przy okazji podsłuchiwania pokoju nauczycielskiego) doceniam ten patent ponad wszelkie inne!
Mamy teraz taką oś widokową:
Jakoś nagle mniej miejsca się zrobiło...Z pozostałych spraw- wracam dzis na kolana, czyli do układania reszty podłogi ( zostało już dosłownie kilka metrów, do których nijak nie mogę się zabrać ) i ruszamy w łazienką. Nie wiem czy jestem bardziej tym faktem podniecona, czy przerażona. Chyba idealnie pół na pół ;)
Grunt to dopasowanie kolorystyczne - Gacek jako wybitny elegant wie, że czerwień w tym sezonie rządzi ( u nas w domu). Ganiając za nim z aparatem dopiero po chwili zorientowałam się, że Tata zamontował już wszystkie drzwi! To znaczy całe dwie pary- łazienkowe i drugie na klatce schodowej, czyli do mojej siostry. Tym samym zamknęliśmy dom otwarty.
Na razie świadomość posiadania tylko jednej pary drzwi w całym mieszkaniu napawa mnie wewnetrzną otwartością ;). Zobaczymy jak ten pomysł sprawdzi się podczas mieszkania we dwójkę i czy nie dostawimy za chwilę kilku parawanów, albo nie zaczniemy oklejać taśmami w dwóch kolorach swoich terenów.