Łazienka gotowa!
Prawie...ale jak woda leci z kranu, to juz prawie można się kąpać, prawda?
Tradycyjnie, więcej zdjęć i cały opis na w maju2
Prawie...ale jak woda leci z kranu, to juz prawie można się kąpać, prawda?
Tradycyjnie, więcej zdjęć i cały opis na w maju2
Planując kuchnię ...no dobra, pewnie wiele osób się teraz tarza ze śmiechu po podłodze, rozumiem...nie zaplanowałam jej jakoś wybitnie szczegółowo. Szczerze mówiąc oprócz ustawienia sprzętów AGD i zadbania o odpowiednie bloki użytkowe nie wysiliłam się specjalnie, bo nie wyobrażałam sobie nawet co w takiej kuchni dla początkującej kucharki-ignorantki powinno się znaleźć. Jak zawsze postanowiłam rozprawić się z tym problemem sposobem, w tym przypadku metodą łopatologiczną. Zrobiłam krótki rekonesans w kuchni rodziców, odkrywając przy tym szafki do których NIGDY w życiu nie zaglądałam ( sic!) oraz sprzęty, które wyglądają całkowicie obco; podzieliłam to przez 50 i wyszło mi że będę potrzebować jedną półkę na garnki ( posiadam 3), jedną na talerze ( nie mam żadnych) i sporo miejsca na szkło ( uzbierało się przez lata imprez.)
Dlatego, gdy kuchnia się wreszcie skręciła Taty recyma to troszeczkę mną wstrząsnęło, bo okazało się że jest tak ze trzy razy większa niż w mojej głowie. Niesamowite, że gdy projektuję coś dla klientów to rzeczywistość pokrywa się w 100% z planami, a u siebie- jakbym pierwszy raz w życiu meble widziała.
Póki co jest tak:
Więcej zdjęć na w maju2
IKEA - naprawdę (u)rządzi!
Na orientalną nutę. O kolekcji która ostatnio rzuciła mnie na kolana i przeczołgała po pełnej niebezpiecznie atrakcyjnych cen hali przeczytacie TU.
Piekne formy, nieamowite kolory i dobre ceny, czyli to co tygrysy lubią najbardziej (plus spoiler nowej lampy w artykule :)
Wszystkie produkty pochodzą z serii TRUE BLUE Ikea.
Pełna lista elementów i cennik TU.
WRESZCIE...chyba najbardziej oczekiwane miejsce w domu.
Dla mnie- najważniejsze; mogę nie mieć wypasionego piekarnika, zmywarki, nawet pralki, ale duża wanna i olbrzymie szafy na kosmetyki to elementy od których rozpoczęłam projektowanie całego mieszkania.
Co prawda cięko powiedziec żebyśmy ruszyli z kopyta w tej kwestii bo do pracy dorywamy się kompulsywnie, tzn. Tata ma czas rano i coś tam podłubie, ja wracam koło 20 i dłubię dalej, a w weekendy zdarza nam się podłubac wspólnie, ale już się do tego ślimaczego tempa i wyrywania remontowych momentów z codzienności przyzwyczaiłam.
W każdym razie- nowa umiejętnośc zdobyta;).
Jak zwykle musiało być po hardkorze, tzn. na układanie glazury wybrałam najgorętsze dni lata ( w łazience było około 35stopni ) ale nastawiłam wiatraczek, obłożyłam się butelkami wody i jakos poszło, chociaż kilka razy miałam niezłe wizje. W porównaniu do podłogi która była mordęgą i kulą u nogi- w łazience dostałam skrzydeł.
Wiecej zdjęć i kilka wskazówek odnośnie układania tego typu płytek znajdziecie
TU- W Maju2
Z pięciu etatów zrobiły się cztery, zaczęłam się wysypiać ( 6h dziennie- rozpusta!) a ostatnio nawet jeden wolny weekend miałam. Co prawda tak ten fakt świętowałam że ręki sobie za to, że był, nie dam uciąć....
Azaliż, atoliż, tudzież jakkolwiek trafiło się troche wolnego czasu i POMALOWAŁAM LISTWY PRZYPODLOGOWE.
I przysięgam że nigdy, przenigdy już tego nie zrobię, na czorta, tfu!
Nie wiem czy to kwestia listew, farby czy też temperatury powietrza mało sprzyjającej przywieraniu jednych powierzchni do drugich, ale farba jakby się zwarzyła, ślady pędzla widać jak cholera, a na dodatek przykleiło się do nich chyba całe fruwające paskudztwo świata. Powietrze niby stało a non stop latały jakieś pyłki- cipulki w powietrzu, tworząc niezwykłe efekty strukturalne na świeżo polakierowanych elementach .
W związku z czym stwierdziłam po 4 warstwie że równie dobrze mogłam darować sobie 3 ostatnie i po prostu poleżeć, a efekt byłby porównywalny.
Podsumowując- listwy z duroplastu, emalia beckersa, pędzle szczeciniaki i nawet te cholerne pyłki są fajne, ale nie przy 34stopniach w cieniu.
Dokumentację z lepkiej jatki dołączę, gdy tylko odkleję aparat od listwy;)