Po bardzo cieżkich przemysleniach i wewnętrznej walce, wybrałam kolory ścian.
Na pewno będa dla Was olbrzymim zaskoczeniem;)
Zgodnie z ostatnim ciągiem zakupowych strzałów, trafiłam na przecenę lateksowej Tikkurilli. Nie jestem fanką jednej marki, ani tym bardziej maniaczką jakości farb, np. Benjamin Moore to dla mnie wybryk dla snobów którzy zupelnie nie mają już pomysłu co zrobić z kasą ( mimo że czasem, na specjalne życzenie klienta, kupuję kilka puszek za równowartość rocznego budżetu małego afrykanskiego państwa).
Uważam że polskie produkty ze średniej półki mają zupełnie przyzwoitą jakość, ale 10litrowe opakowanie Tikkurilli było niewiele droższe od takiej samej pojemności Śnieżki, więc podarowałam sobie odrobinę luksusu...no i liczę na to, że trochę dłużej utzyma dziewiczą biel.
Białe będzie wszystko, z wyjątkiem ściany obok wejścia:
która zostanie potraktowana grafitem wpadającym w granat/fiolet
oraz ściany- zagłówka w naszej namiotowej sypialni. Będzie miała niezwykle wyrazisty i soczyty odcień złamanej bieli;)
Do łazienki kupiłam specjał Duluxa, który jest kurde droższy od szynki parmeńskiej:
ale znów liczę na to, że wytrzyma dłużej niż typowe farby.
Nie wiem jak Wy, ale dla mnie malowanie to najcudowniejsza z remontowych czynności. Uwielbiam zapach farby, który wzbudza we mnie niezdrowe podniecenie, a każdy nowy zakup wiąże się z dokładnymi badaniami- przeprowadzam domowy test konstystencji, rozprowadzania, czasu schnięcia. Już nie mogę sie doczekac, żeby coś zmalować!